fbpx
coaching

Droga bohatera, czyli przychodzi klient na coaching

Jak kreować zmianę w swoim życiu, aby była skuteczna? Jak sprawić, żeby coaching zadziałał? Kiedy coaching jest dobrym wyborem dla Ciebie?

coaching

Chcę zacząć biegać, chcę być zrównoważonym kierowcą, chcę być lepszym szefem. Tak to się zazwyczaj zaczyna. Jest potrzeba. Pojawia się nagle. Jest impuls, jest energia – ruszamy do przodu i… motywacji wystarcza nam na 48 godzin. Efektem zrywu jest zerwane ścięgno lub zakwasy po trzech dniach.

W wersji z byciem spokojniejszym kierowcą – wytrąbiamy bogu ducha winnego młodego kierowcę przed nami za to, że jedzie 40 km na godzinę.

W wersji z byciem lepszym szefem –  wystarczy, że nasz przełożony narzuci nam bez uzgodnienia z nami nowy plan sprzedaży, żebyśmy wściekle trzasnęli drzwiami naszego pokoju i nie zobaczyli żadnego z pracowników do końca dnia.  Nikt nie jest szaleńcem, nie straci instynktu samozachowawczego i nawet nie spróbuje wejść do naszej jaskini.

W każdej z tych wersji tracimy zaangażowanie, czasami przyplącze się do tego poczucie winy, rozgoryczenie, złość, a misterny plan podjęcia głębokiej zmiany idzie … na spacer. I tak do kolejnego zrywu.

Dlaczego zmiana jest taka trudna? Bo zapominamy o tym, że jesteśmy wielopoziomowymi istotami o pięknych umysłach i zmiana dokonana tylko na jednym z tych poziomów będzie nietrwała.

Prawdziwa zmiana to zmiana, która odbywa się na wszystkich poziomach. Piszę o tym dlatego, że taka wspieram taką wielopoziomową zmianę w procesach z moimi Klientami. I wierzę, że coaching ma sens, jeśli Klient ten sens rozumie.

Otoczenie

Po pierwsze, żyjemy w jakimś otoczeniu. Czy nasze otoczenie nas wspiera w dokonywaniu zmiany?
Przykład z bieganiem. Czy masz gdzie biegać?  Miejsc, gdzie można pobiegać, jest coraz więcej, a tak naprawdę, można się po prostu na początek „przebiec dookoła bloku”. Wykonać czynność w naszym środowisku, otoczeniu najbliższym i najbardziej dostępnym.  Musisz od czegoś prostego i dostępnego. Możesz też wybrać wersję kosztowną, czyli bieżnia w fitness klubie, lub własna bieżnia w domu.

Po kolejne. Czy masz w czym biegać? Tutaj na prawdę zaczynają się schody i dodatkowe bariery. Głównie finansowe, na których zbudowany jest cały przemysł firm typu Decathlon, czy GoSport oraz kilka międzynarodowych korporacji — Nike, Reebok etc. Dzięki nim jesteśmy w stanie wydać absolutnie każdą ilość pieniędzy na odpowiednie obuwie, szybkoschnące koszulki, krokomierze, pulsometry, prawda?

Zachowania

Kiedy jesteśmy zaopatrzeni w odpowiednie karnety, ubrania i buty możemy wreszcie nastawić zegarek na 6 rano i wyjść pobiegać przed pracą. Albo przyjść z roboty o 18:00 i iść na godzinkę na przebieżkę… i doskonale wiemy, jak kończy się ta sytuacja. Rano budzik jest zabijany skutecznie i żadna siła nie jest w stanie nas wyrwać z łóżka, a wieczorem padamy na twarz i ostatnia rzecz, o której myślimy, to bieganie dookoła bloku, albo wyjście do fitness klubu. Nasze zachowania niezależnie od tego, jak planujemy rzeczywistość, przestają w pewnym momencie pokrywać się z tymi planami.
Lekarstwem jest posiadanie trenera personalnego  (coaching płatny złotówkami) albo osoby, z którą umawiamy się na wspólne treningi (coaching płatny poczuciem winy lub wymówkami). W żadnym wypadku, nie wypada nie przyjść. Zostajemy na dłużej. Gorzej, jak wypadnie jakaś choroba i wtedy robi się przerwa, i ciężko wrócić, i wyjmujemy buty sportowe dopiero po roku … Życie, Panie, życie.

Umiejętości

Załóżmy,  jednak udało nam się zawładnąć nad naszym otoczeniem i zachowaniem. Wtedy wchodzimy na poziom naszych umiejętności. Bardzo ambitnie na pierwszą wyprawę wybieramy dystans dwóch kilometrów, (bo tyle jest dookoła bloku, i to jest tyle co nic, i co „Ja nie damy rady?!”). Po czym po powrocie do domu (jeśli w ogóle uda mi się przebiec ten cały dystans) okazuje się następnego dnia, że albo kolano odmawia totalnie współpracy, albo biodro ciągnie straszliwie. Znaczy z umiejętnościami coś jest nie tak, a przecież jak nie umiem, to trzeba zmienić na inny sport. Bo bieganie jest nie dla mnie.

Przekonania

W taki sposób rodzą się nasze przekonania – kolejny poziom, na którym możemy być albo wspierani, albo blokowani w osiąganiu naszych celów.  Sama jestem najlepszym przykładem – na detronizację mojego przekonania z podstawówki, że nie przebiegnę w życiu więcej niż 800 metrów na raz, czekałam 25 lat. Dopiero po trzydziestce, na pierwszym obozie karate przebiegłam za jednym zamachem dystans 3,5 kilometra. Nawet częściowo pod górę, a częściowo przez bagna i chaszcze nadmorskie…

Na poziomie przekonań blokady i ograniczenia są jeszcze większe niż na trzech poprzednich poziomach. Żadne pieniądze wydane na sportowe buty, żadna ilość czasu poświęcana na trening i nawet najlepsze umiejętności nie są w stanie zmienić naszego przekonania, że naszym życiowym dystansem jest 800 metrów i ani pół metra dalej. Jeśli w to wierzymy.

Wartości

Natomiast kiedy przebijemy się, przez poziom przekonań i pozbędziemy się tego niewspierającego przekonania o sobie, okazuje się, że z poziomu wartości nigdy nie będziemy biegać, bo naszą naczelną wartością jest na przykład poświęcanie czasu na rozwój naszych dzieci. Że spędzanie czasu z dziećmi jest dla nas dużo ważniejsze, niż wartości, jakie otrzymujemy z biegania dookoła bloku.

Tożsamość

Kim więc jestem, jeśli wolę spędzać czas z dziećmi, zamiast biegać dla własnego zdrowia? Co mówi mi moja tożsamość, kiedy zadaję jej pytanie, kim tak naprawdę jestem? Jestem biegaczem, czy jestem „dobrym rodzicem”?

Misja

Każdy z nas ma jakiś pogląd na to, kim jest i dokąd zmierza (lub jest w trakcie odkrywania tego poglądu). Kiedy na poziomie tożsamości mówię sobie, że jestem rodzicem dbającym o relację z dzieckiem, to jak to się ma do drogi, którą przemierzam w tym życiu – jaka jest moja misja, jaką wypełniam, jako rodzic?

A jak dbający o relację z dzieckiem rodzic ma się stać jednocześnie biegaczem? Jak pogodzić te dwie misje i przenieść to na poziom tożsamości? A może tak:

„Jestem mamą dbającą o relację z dzieckiem i biegam codziennie przez godzinę, bo bieganie pozwala być mi lepszym rodzicem. Jestem bardziej wypoczęta, rozluźniona, w pełni skupiona na relacji, którą mam z dzieckiem. W czasie jest poświęconym dla dziecka. Możemy też czas mojego biegu spędzać  razem – mogę zabierać dziecko na moje biegi – w wózku, na rowerze, rolkach. To pozwala mi na doskonalenie moich umiejętności i bycie razem z dzieckiem. Lub bycie bardziej z dzieckiem.

Piramida poziomów

Przypomnę więc, jak bardzo wielopoziomowi jesteśmy:

coaching Dilts

Tę piramidę opracował Robert Dilts jeden z mistrzów neruolingwistyki, a pokazuje ona poziomy neurologiczne, w zgodzie z którymi podejmujemy wszelkie nasze działania. Na jej dnie jest jeszcze jeden poziom, który Dilts nazywa duchowość lub wizja. To jest poziom połączenia z naszym najwyższym duchowym przewodnikiem, jakkolwiek go nazywamy – Bogiem, Allachem, Jahwe, Źródłem. To jest poziom, z którego wywodzi się nasza dusza.

Kiedy prowadzę coaching staram się mieć w pamięci, to z czego ta piramida się składa. I dlatego często pokazuję ją Klientom.

Trwała zmiana, motywacja i coaching

Po pierwsze nie można mówić o trwałej zmianie, jeśli dokonujesz jej tylko na poziomie środowiska, zachowania lub umiejętności – czyli z poziomu wierzchołka góry lodowej. To nie ma szans się udać. Dokonanie zmiany w Twoim całym systemie neurobiologicznym poprzez zakup butów do biegania? Sam zakup butów nie uczyni z Ciebie nigdy biegacza. Jeśli nie będziesz o sobie myśleć – „Jestem biegaczem”, jeśli nie będziesz wyznawać tych wartości, jakie wyznaje biegacz, to będziesz tyko posiadaczem butów do biegania. Na jak długo wystarczy Ci motywacji do biegania? Odnalezienie swojej motywacji i tęsknoty za zmianą jest jedyną ścieżką, człowieka, który realizuje cel. Czasami nazywamy takich ludzi „ludźmi sukcesu”.

Zadam więc pytanie: Jesteś biegaczem, czy jesteś nie-biegaczem?

Po drugie im głębiej w las (a nawet w wodę), tym zmiana ma szansę stać się bardziej trwała. Praca na poziomie przekonań jest pierwszym etapem do zagłębienia się  temat i otwiera ścieżkę pracy nad zadanym tematem z poziomu tożsamości lub misji. Zmiana dokonana na poziomie wartości, tożsamości lub misji daje pewność, że Twoja motywacja będzie na najwyższym możliwym poziomie. Dlatego piramida poziomów neurobiologicznych Diltsa nazywana jest górą lodową. To co kryje się pod powierzchnią otoczenia, umiejętności i zachowań i im głębiej to sięga, tym większą stanowi siłę do zmiany.

Powiedz na głos: „Jestem biegaczem” – to daje moc, sprawczość i poczucie sensu.

Mówiąc sobie „Jestem biegaczem”, a z absolutnie pełnym przekonaniem wykorzystujesz dwie ważne zalety Twojego mózgu:

  • pierwsza, to reakcja na  wizualizację. Mózg nie rozróżnia co jest obrazem, który widzisz naprawdę, a tym, który sobie wyobrażasz. Musisz tylko mocno wierzyć, w to co widzisz, nawet li tylko oczami duszy swojej.
  • druga – to neuroplastyczność, czyli umiejętność Twojej „tkanki nerwowej do tworzenia nowych połączeń, mających na celu ich reorganizację, adaptację, zmienność i samonaprawę oraz procesy uczenia się (…).” Mózg jest neuroplastyczny przez całe życie – wyrysowanie w nim nowej ścieżki nerwowej z nowym nawykiem wymaga po prostu czasu. I powtórzeń.

Po co motywacja?

Bo silna wola, to jedno z najbardziej zawodnych narzędzi samodyscypliny. Silna wola, to bulshit. Nikt nie ma tyle silnej woli, żeby przekuć w sukces swoją pracę używając tylko silnej woli. Każda droga zawiera w sobie blokady i ograniczenia. Zdarza się, że z niej  zawracasz, wahasz się, masz chwile zwątpienia. To jest normalny proces, wszyscy mu podlegamy. Jesteśmy bohaterami swojej opowieści, która zawiera nagłe zwroty akcji, szczęśliwe wypadki, swoją własną historię. Motywacja daje siłę do przełamywania blokad i ograniczeń, które już nie będą wykorzystywane jako wymówki. Kiedy działasz z poczuciem misji, ze świadomością, że robisz coś co jest dla Ciebie ważne, wtedy masz najsilniejszą motywację i najwyższe prawdopodobieństwo przetrzymania wszystkich przeciwności. Motywacja najsilniej wpłynie na zmiany na wszystkich pozostałych poziomach, a zmiany na innych poziomach będą tą zmianę wspierać. Wierzę, że taki coaching ma sens.

Coaching wspiera naszą ewolucję, nawet jeśli nie osiągamy 100% wyników założonych na początku, bo każdy moment na autorefleksję, zastanowienie się nad własnymi schematami i próba podjęcia ich zmiany jest małym kamyczkiem do ogródka stawania się z każdym dniem lepszą wersją siebie. Ewoluowania jako człowiek i jako gatunek.

ps. a propos. Pamiętacie wpis o tym, jak osądzanie napędza naszą ewolucję?

Photo by Danielle MacInnes on Unsplash

1 thought on “Droga bohatera, czyli przychodzi klient na coaching”

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *